Serialowa wersja „Wiedźmina” zawsze budziła wiele kontrowersji. Co prawda fani książek przekonali się w swoim czasie do gry komputerowej, ale wciąż byli niezadowoleni z filmu z Michałem Żebrowskim. Za serialowego „Wiedźmina” zabrał się w końcu Netflix. Fani pierwowzoru mogli być pewni jednego – całkiem solidnego budżetu i znanych aktorów. Czy równie dobrze było z resztą historii? Tutaj zdania są podzielone.
Pozytywy serialowego „Wiedźmina”
Serialowemu „Wiedźminowi” należy przyznać, że mocno spopularyzował sagę o słynnym zabójcy potworów. Produkcja stała się jedną z najpopularniejszych w historii Netflixa. Trafiła do pierwszej dziesiątki razem ze „Stranger Things” albo „Squid Game”. Przyczyniły się do tego dobre efekty specjalne czy sceny walk, zwłaszcza jeśli chodzi o 1 sezon. Wszyscy doceniają też wybór głównego aktora do roli „Wiedźmina”, którym stał się Henry Cavill. Brytyjczyk dopasował się idealnie zarówno swoim wyglądem, jak i grą aktorską na wysokim poziomie.
W kontekście niedawnej premiery kolejnego sezonu pozytywnie odbierany jest zwłaszcza 1 sezon serialu. Wiele osób narzekało na kilka niedociągnięć, ale ogólnie był on przyjemną rozrywką. Duża w tym zasługa Jaskra granego przez Joey Bateya, który dołożył do produkcji sporo humoru. Fani uznali, że to zaledwie sezon wstępny i następne mocniej rozwiną przeciętną do tej pory fabułę.
Dlaczego serial jest krytykowany?
Wiele osób skończyło oglądać serial po 1 sezonie. Nie okazał się on zły, ale nie dorównywał ani książkom, ani słynnym grom CD Projekt Red. Okazało się, że zrobili słusznie – 2 sezon okazał się jeszcze gorszy, przynajmniej zdaniem fanów. Na wiarygodności stracił świat przedstawiony, gdzie pojawiło się sporo nielogiczności. Fani „Wiedźmina” tworzą nawet w sieci rankingi najgorszych i najgłupszych scen. Zdaniem wielu z nich serial stał się parodią książek Andrzeja Sapkowskiego, gdzie charakterystyczny klimat zniknął przez dziurawy scenariusz.
Nikt nie miałby pretensji do niestosowania się do książkowego pierwowzoru, gdyby scenarzyści i producenci mieli własną wizję historię. Tej jednak zdecydowanie zabrakło. 2 sezon „Wiedźmina” potwierdził również, że źle dobrano role damskie. Nie sprawdziła się Anya Chalotra w roli Yennefer, ani tym bardziej Anna Shafferjako Triss. Mieszane emocje budzi Freya Allan, która niespecjalnie potrafi stworzyć więź z Geraltem. Krytycy zarzucają produkcji brak oryginalności i kręcenie serialu w zgodzie z „netflixowymi wytycznymi” – bez żadnego wkładu własnego. Zamiast adaptacji prozy otrzymujemy wariację na temat losów Geralta i jego przyjaciół, a także całego świata przedstawionego. Trudno więc odnieść się do zgodności z opowiadaniami czy sagą. Wiedźmin od Netflixa jest osobnym bytem popkulturowym.
Czy warto zobaczyć „Wiedźmina”?
„Wiedźmin” pomimo swoich wad jest warty zobaczenia. To ważny serial z polskiej perspektywy, dzięki któremu sławny na cały świat stał się Andrzej Sapkowski i jego niepowtarzalne uniwersum. Warto wyrobić sobie opinię i nie nastawiać się na powtórkę z książki. To całkiem udane kino akcji, które oparte jest miejscami na dobrym humorze i świetnych postaciach (dotyczy to Geralta albo Jaskra). Gwarantuje to niezły 1 sezon, gdzie scenariusz stał na niezłym poziomie. Przy okazji 2 sezonu już można rozważać odpuszczenie sobie całości – ilość zagmatwanych wątków i nielogiczności fabularnych może być przytłaczająca dla fana prozy Sapkowskiego. Być może znajdą się jednak tacy fani oryginalnego „Wiedźmina”, którzy znajdą w serialu więcej. Można także spróbować zapomnieć o oryginale i spojrzeć na Wiedźmina jak na kino gatunkowe, niepozbawione wad, aczkolwiek oferujący rozrywkę, przyzwoite sceny walki i w miarę spójne postrzeganie świata. Trzeba przy tym pamiętać, że najwyraźniej Netflix porzucił źródła i idzie swoją drogą.
MMI